Rate this post

The Broken Land

Klony gier-legend dzieli się na dobre, przeciętne i złe. Zapowiadany The Broken Land firmy ARC Media (autorzy Hooligans) nie miał najlepszej prasy. W zamian za to jego cena prezentowała się znakomicie!
POŁAMANE, PRZYZIEMNE KLONY

Wszystko zaczęło się od Diablo i od milionów kopii, które w przeciągu kilku miesięcy znikły z magazynów firmy Blizzard. To było coś! Klon nad klony! Stareńki Entomorph musiał z rozpaczy paznokcie w grobie obgryzać widząc, jak jego młodszy brat zdobywa sławę, o jakiej on sam nie marzył… Co ciekawe, Diablo nie doczekało się klonu idealnego. Świat zobaczył później mroczną opowieść zatytułowaną Nox i wysoko cenionego przez prasę DarkStone, jednak żadna z tych gier nie odniosła sukcesu, który mógłby się równać z dzieckiem spłodzonym przez Blizzard. Dopiero długo oczekiwany Diablo 2 zatarł wspomnienie o swym cudownym poprzedniku i mimo niespełnienia wielu obietnic pobił wszelkie możliwe rekordy. Na naszej liście TOP WIG do dziś trzyma się ścisłej czołówki, zaś pod względem łącznej liczby głosów ustępuje jedynie Grand Theft Auto 2 (i to pewnie już niedługo). I nawet premiera bardzo udanego, trójwymiarowego Evil Islands nie zdołała zmienić jego pozycji…
W historii gier action/RPG wiele było tytułów, które zgodnie uznano za produkcje nieudane bądź nawet porażki. Przykładowym nieudacznikiem jest oczywiście wydany u nas przez Topware program DragonFire, jego koleżką niewiele lepszy Konung, lecz lada dzień dołączy do nich The Broken Land firmy ARC Media. Oto bowiem Lemon Interactive zamierza spolszczyć go i wypuścić za bezcen na nasz rodzimy rynek. Dobrze to czy źle? Oczywiście, że dobrze. The Broken Land nie jest bowiem tak zły, jak go malują, i parę złotych warto za niego dać. Zwłaszcza gdy jest się maniakiem siekanych potworków w sosie własnym. Ponadto przyzwoita sprzedaż Konunga sugeruje, iż popyt na takie niskobudżetowe i niedrogie produkcje jest – nie wszyscy mają ochotę dawać 159 zł za Pannę i daj Boże Dziewicę Jakość.
POLEWANIE PO DYWANIE

Panowie bogowie wymyślili sobie zjazd, ot, taki konwencik, na którym pieprzy się o głupotach, smakuje ambrozję i podrywa boginki. I gdy już się wszyscy schlali tak, że rzygali tak daleko, jak widzieli, o staniu na dwóch nogach nie wspominając, do niebiańskich komnat wdarł się ksiądz. Zgorszony widokiem przeklął bogów. Wybuchła bijatyka (która na popijawach zawsze wybucha). Tym razem jednak dość szybko rozrosła się ona do rozmiarów wojny. W jej efekcie Niebo rozpadło się na pięć kawałków, zaś na Ziemi pojawiły się piekielne bestie. I co? Ano, trzeba uratować Matulę Planetę i – żeby było oryginalniej – Niebo. Wyrżnąć w pień straszydła, odnaleźć pięć kawałków Nieba (które przybrały kształt artefaktów), złożyć je do kupy. A potem urlop i kolejna masakra.
W The Broken Land, jak na klon Diablo przystało, zadanie gracza sprowadza się do machania mieczem i czarowania. Oczywiście w miarę postępów umiejętności przybywa, a statystyki rosną. Może też się zdarzyć, że napotkany bubek wyrazi chęć dołączenia do twej drużyny, zaś monstrum, zamiast walczyć, zwieje z wrzaskiem. Potworów jest naprawdę dużo i niemal bez przerwy atakują. Na szczęście od czasu do czasu można natknąć się na lepszą broń czy zbroję, tudzież odnaleźć magiczne kryształy wzmacniające wspomniane wcześniej znaleziska. Tymi trzeba jednak dysponować dość ostrożnie. Podjęcie decyzji, którą broń wzmocnić, jest o tyle istotne, że w danym momencie możesz nieść tylko jedną zbroję i jeden miecz (dość logiczne). Jeśli więc wzmocnisz swoją siekierkę, a po chwili znajdziesz nieco lepszy sprzęt, będziesz stratny. Może się też jednak zdarzyć, że znaleziony kawałek stali jest gorszy od tego, który sobie wykrystalizowałeś. Wówczas i radości brak, i pożytku z niego zero.
Od strony graficznej The Broken Land prezentuje się przeciętnie. Niektórzy recenzenci twierdzą, iż przypomina izometryczne Diablo, inni przywołują programy rodem z komputerów Amiga. Zdaniem tych ostatnich całe otoczenie jest przeraźliwie płaskie, zaś czary, choć kolorowe, są niemal identyczne. Na jednym z amerykańskich serwisów znalazłem pochwałę potworów, które ponoć są oryginalne i wpasowują się w klimat. Szata dźwiękowa utrzymana jest na podobnym poziomie co grafa i bardziej mierzi, niż zachęca.
PODSUMKA

Analiza recenzji umieszczonych na zachodnich serwisach, a także w polskiej prasie, nie napawa optymizmem. The Broken Land to typowy, niskobudżetowy action/RPG, który nie zadowoli miłośników graficznego i dźwiękowego piękna. Sknerzy będą jednak zadowoleni – tanich programów nigdy za wiele.